Łączna liczba wyświetleń

sobota, 19 grudnia 2020

45. PANI WIZYTATOR vel PANI BEZ SKRUPUŁÓW vel DONA 30 - NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO - MAJ 2014



Zainteresowało mnie zagadnienie ze sfery logistycznej, – kto pomagał „D” w organizacji Jej burdelu na Freta. Szczególnie chodziło mi o przygotowanie „burdelowych” zdjęć do ogłaszania się na „sex atlasie.pl” i „odlotach.pl”. Najstarsza część zdjęć użyta w ogłoszeniach pochodziła z serii „fetyszowych”. Do tej części zdjęć swoją „łapę” przyłożył fetyszysta z portalu „fetysz.pl” nijaki Edward, który od 2005r. albo jeszcze wcześniej został niewolnikiem „Pani Wizytator”. To on przyjeżdżał na sesje „poddaństwa” prawie 400 km z północy Polski i utrwalał większość spotkań na zdjęciach.
 
Zdjęcia robił w hotelach (tam też się spotykali), podczas sesji dominacji w mieszkaniu męża „D” (mąż w tym czasie był w pracy; ciekawe czy „D” nie obawiała się, że zostanie na tym „nakryta”; a może to było uzgodnione???), na sesji dominacyjnej „dwóch domin” w Poznaniu, którą umówił właśnie Edward, a z której zdjęcia zostały opublikowane na „fetysz.pl” oraz chyba jeden raz w samym burdelu na Freta, gdy Edward wiedział już, że „D” – „Jego Pani” ogłasza się, jako prostytutka i każdy może ją „rżnąć” we wszystkie otwory za jedyne 300 zł/godzinę. To on, jako pierwszy napisał do Swojej Pani, że na fetysz.pl w dniu 1.04.2006r. ukazała się informacja, że Bogini niewolników – nieosiągalna Pani Wizytator została prostytutką i teraz już każdy może Ją mieć i „dymać” ile chce. Pytał się czy to nie ohydny żart prymaprylisowy??? Ale to niestety była prawda!!!!. Już w 2005r. „D” ogłaszając się na znajomych.interia.pl używała zdjęć wykonanych przez Edwarda rozsyłając je potencjalnym klientom (ja takie właśnie zdjęcie dostałem w styczniu 2006r.), ale wtedy jeszcze na samym portalu ich nie publikowała. Gdy zwolnili Ją z pracy w firmie logistycznej zaczęła w tych ogłoszeniach zamieszczać już swoje zdjęcia wykonane przez Edwarda (w tym zdjęcie w czerwonej sukience „hiszpańskiej”, której zakup chyba został przez niego sfinansowany). Wtedy ja napisałem do „D”, czy się nie wstydzi i nie obawia, że zostanie rozpoznana przez znajomych i męża!!! Bogini Edwarda - Pani Wizytator przed rozpoczęciem ogłoszeń na sex atlas.pl w marcu 2006r. wezwała Edwarda na sesję fotograficzną w mieszkaniu męża. Poinformowała go, że posiada lampę do podświetlania „sceny” a Edward ma przywieźć aparat fotograficzny wraz ze statywem.   
Kolejnym fotografem, który wykonywał zdjęcia a które zostały użyte przez „D” do „burdelowych ogłoszeń” był „Kuzyn” (patrz post – „Uciekł z burdelu).
 
Właśnie z tym niby „Kuzynem”, którego Moja Ukochana „D” zapewniała, że jest Jej Najdroższym Ukochanym Mężczyzną i jemu poświęca swoje życie, wynajmowała do spółki mieszkanie, w którym podczas jego nieobecności (był na stypendium za granicą) prowadziła swój jednoosobowy burdel. Potem On w którymś momencie (na początku marca 2006r.) przeczytał zapisy w Jej pamiętniku, który nieopatrznie „D” pozostawiła we wspólnie wynajmowanym mieszkaniu, a z którego dowiedział się, że ma męża i wielu kochanków, w ciągu paru minut spakował się i „dał nogę” tak, że go już więcej nie zobaczyła. Tak, więc w mieszkaniu – burdelu, Kuzyn robił zdjęcia „D”, z których część została później użyta w ogłoszeniach burdelowych. Przybierając odpowiednie pozy przed obiektywem aparatu fotograficznego, „D” już wiedziała, że zdjęcia te zostaną użyte do ogłoszeń prostytucyjnych.
 
 
„Kuzyn” zaś domyślał się, że zdjęcia te podczas jego nieobecności będą rozsyłane do kochanków „D”. Biedaczek nie docenił „D” – zdjęcia nie były dla kochanków lecz stanowiły bazę reklamową ogłoszenia prostytutki Dony 30 na portalu sex atlas.pl a potem jeszcze odloty.pl. Jak pisałem w jednym z początkowych postów właśnie na początku marca 2006r. podjechałem pod mieszkanie na Freta i zobaczyłem idącą ulicą Franciszkańską wtedy już „Moją Ukochaną” „D”. Szła z młodym przystojnym człowiekiem, którego, gdy się zatrzymałem przedstawiła mi właśnie, jako swojego „Kuzyna”. A „Kuzynowi” (swojemu kochankowi – łączyły ich głównie stosunki fetyszowo – BDSM-owe) chwilę wcześniej o mnie powiedziała, że jestem facetem, który się do niej przyczepił jak „rzep”, ale mnie toleruje, ponieważ, być może pomogę Jej znaleźć zatrudnienie (wtedy już omamiała i oszukiwała mnie, że jestem Jej Najdroższym, Najcudowniejszym, Najwspanialszym Pawełkiem). Tak, więc w tamtym momencie  „D” i „Jej Kuzyn” wyszli właśnie z mieszkania-burdelu, (o czym On nie wiedział) po sesji zdjęciowej, gdzie na zdjęciach zostały utrwalone wszystkie najbardziej intymne szczegóły ciała „D”. Część tych zdjęć została potem (jak już wspominałem) przez „D” użyta do „burdelowych ogłoszeń” „D”, jako prostytutki. Przez pierwszy miesiąc pracy, jako prostytutka „D” ogłaszała się tylko na portalu „sexatlas.pl”. Na początku drugiego miesiąca swojej nowej „pracy” zamieściła dodatkowo ogłoszenie wraz z nowymi zdjęciami na portalu „odloty.pl”. Parę razy pytałem „D”, dlaczego to zrobiła? Przecież, gdy ogłosiła się na „sex atlas-ie” to napisała w podrobionym dla mnie zapisie w pamiętniku – telefon pierwszego dnia od rana „urywał się” - czyli dzwonił bez przerwy. Przypominam, o czym już wcześniej pisałem, że na Jej ogłoszenie na „sexatlasie” w ciągu dwóch miesięcy było prawie 100 000 wejść!!! – ilość facetów nie do „przejebania” nawet gdyby „ruchała” się z nimi 24 godziny na dobę. A teraz dodatkowo jeszcze „odloty” – po co??? Na odlotach niestety nie ma widocznego licznika wejść i nie wiadomo ile razy tam była oglądana. Zamieszczenie drugiego ogłoszenia najpierw tłumaczyła, że to mąż Ją do tego zmusił; że za dużo facetów przyjmowała na „dominację” a niby według niego miała się „pieprzyć z klientami”; miała to być zemsta męża za to, że dowiedział się o Jej Kochanku prezesie Spirit. Mąż też miał ocenić Jej zdjęcia na „sex atlas-ie”, jako „słabe komercyjnie”. Niby zażądał, aby zrobiła sobie dodatkowo nowe zdjęcia i zamieściła je na „odlotach”. Mąż między innymi w tym celu kupił Jej nowy aparat cyfrowy. Tak, więc „D” motywując to przymuszaniem przez męża, twierdziła, że sama sobie zrobiła nowe zdjęcia w burdelu na Freta używając aparatu z samowyzwalaczem, statywu, oraz fotograficznej lampy oświetleniowej i wykonała serię swoich zdjęć używając rekwizytu – czerwonego stołka barowego, przybierając na nim różne pozy. Dwa i pół roku później przeglądałem zdjęcia „D”. Między nimi były właśnie te trzy zdjęcia „D” użyte w ogłoszeniach na „odlotach”. Dalej były jeszcze dwa zdjęcia brata „D” zrobione w tym samym mieszkaniu-burdelu lecz w fotelu. Pomyślałem wtedy sobie – to jeszcze swojego brata przyrodniego ściągnęła do burdelu na Freta!!!! Potem coś mnie tknęło i zacząłem przeglądać „właściwości” poszczególnych zdjęć. Okazało się, że wszystkie zdjęcia wykonane zostały tego samego dnia a pierwsze zdjęcie brata było wykonane 5 minut przed serią zdjęć „D” do ogłoszeń prostytucyjnych (wykonane dalej, co 4-5 minut) i ostatnie zdjęcie brata wykonane zostało 4 minuty po ostatnim zdjęciu „D”. Z tego oczywisty wniosek – wszystkie zdjęcia „D” i Jej brata zostały wykonane podczas jednej sesji fotograficznej i w jego obecności; najpierw „D” wykonała zdjęcie bratu, potem on wykonał Jej trzy zdjęcia do ogłoszenia na „odlotach” a potem na koniec „D” wykonała jeszcze jedno zdjęcie bratu siedzącemu w „burdelowym” fotelu. Co najlepsze brat miał w tym czasie 15 lat!!!!
 
Do tego jeszcze „D” wysłała emailem zdjęcia brata zrobione w Jej „burdelu” swojemu mężowi, aby je wyretuszował (usunął młodzieńcze pryszcze z twarzy brata). Jakoś nie obawiała i nie przejmowała się, że zdjęcia te są zrobione w Jej prywatnym „burdelu” i przesyła to swojemu mężowi. Czy mąż wiedział o „burdelu”??? Tak, więc została rozwiązana zagadka, kto robił dodatkowe zdjęcia „D” do ogłoszenia na „odlotach” i „sex atlasie”. Trzeba mieć tupet, aby wykorzystać małoletniego do „takich celów”. Zgrałem te zdjęcia z komputera na „pendriva” wraz z ich „właściwościami” i dałem go „D” mówiąc – „już wiadomo, kto Ci robił ostatnie zdjęcia do reklamy Twojej prostytucji – to twój brat i kolejne kłamstwo wyszło na jaw a na „pendrivie” jest na to dowód”. „D” się wściekła, chwyciła „pendriva” pobiegła do kuchni, zabrała z stamtąd tłuczek do mięsa i wybiegła na balkon swojego mieszkania. Tam na podłodze rozbiła „pendriva” tłuczkiem na drobne kawałki i wyrzuciła je z balkonu na trawnik. Później, gdy wiadomo już było, że mąż niby do niczego Jej nie zmuszał, „D” wymyśliła sobie wytłumaczenie, że drugie ogłoszenie prostytucyjne dała na „odlotach” po to, aby być bardziej „wiarygodną”, jako prostytutka. To bardzo dobra cecha charakteru – być „wiarygodnym”. Co prawda sam nie wiem, co to znaczy - „być wiarygodną, jako prostytutka”?. U „D” ta cecha charakteru była to bardzo przydatna i potrzebna gdyż parę lat później zaczęła pracować w „zawodzie zaufania publicznego”!!!!. W tym zawodzie trzeba być osobą wiarygodną. Więc ta cecha charakteru bardzo się przydała w dalszej karierze zawodowej „D”, co prawda już w innym zawodzie. Ale ta wyjątkowa cecha Jej charakteru pozostała. Wracając do brata „D” to wiele razy opowiadała, jak bardzo się nim opiekowała i jak się o niego martwiła i martwi. Kilkakrotnie też zabierała go z sobą na wczasy. Po tych wielokrotnych opowiadaniach zaczęło mnie to trochę dziwić. Rozumiem, że można kochać brata lub siostrę, ale za przeproszeniem bez przesady. Tym bardziej, że był to brat przyrodni (z innego ojca) a matka w ogóle nie interesowała się wychowaniem „D” i zostawiła Ją do wychowania babci i dziadkowi. Im więcej się temu przyglądałem tym bardziej mnie to dziwiło. Między „D” a Jej bratem było 18 lat różnicy. „D” całe swoje życie odkąd potrafiła pisać opisywała w kolejnych tomach swoich pamiętników. Mówiła, że to przez samotność. W pamiętniki wkładała swoje myśli, którymi nie miała się, z kim podzielić. Właśnie na początku roku, w którym urodził się Jej brat w pamiętniku z tamtego okresu był zapis dotyczący młodzieńczej miłości „D” i tajemnicy z tym związkiem związanej, o której w końcu dowiedziała się babcia. Mnie to się od razu skojarzyło z ciążą. „D” też wspominała, że została adoptowana przez drugiego męża matki, co jak to u „D” było normalnym – było kłamstwem. Ale często się zdarza, że w kłamstwie jest źdźbło prawdy. Więc skojarzyłem sobie, że może brat nie jest bratem, lecz synem „D” i to nie Ona a Jej syn (brat) został adoptowany przez matkę i jej nowego męża, jako odkupienie długu za pozostawienie „D” od urodzenia bez opieki rodziców a tylko pod skrzydłami babci i dziadka (jak sierotę). Takie przekonanie we mnie zrodziło się, gdy kiedyś byliśmy z „D” samochodem na południu polski i zaproponowałem abyśmy wracając do Warszawy pojechali razem na grób Jej ojca, w K. Wcześniej już pisałem, że według „D” Jej ojciec był żołnierzem i zaraz po urodzeniu „D” zginął w wypadku samochodowym. Wtedy rozpoczęło się piekło, „D” dostała szału, zaczęła krzyczeć, że Ona „w końcu tych wszystkich skurwysynów załatwi i dobierze im się do dupy”. Tak się awanturowała, że nie sposób było z nią wytrzymać. Nie mogąc do Niej dotrzeć i zrozumieć, o co chodzi, wyjąłem kartę rejestracyjną samochodu i położyłem na siedzeniu kierowcy oraz powiedziałem - wracaj sobie do Warszawy sama, ja wracam pociągiem. Wysiadłem z samochodu i zacząłem szukać kierunku na stację kolejową. „D” odnalazła mnie dwie ulice dalej. Już Jej trochę szał przeszedł. Rok później podczas naszego ostatniego spotkania powiedziała, że Jej „tatuś” nie zginął w wypadku samochodowym tylko po prostu „zrobił D” i więcej do tego czynu  się nie przyznawał oraz gdzieś przepadł. Być może, że tak samo jak w przypadku „D” nie wiadomo było dokładnie, kto był tym Jej tatusiem. Wtedy nie było jeszcze badań DNA i nie sposób było komuś udowodnić, że jest sprawcą ciąży. I w ten sposób „D” została sierotką. Jak to mówi się – historia lubi się powtarzać. Teraz „D” zrobił dziecko być może pan Incognito lub jeszcze ktoś inny a tatusia trzeba szukać przez sądowe nakazy badań DNA. Tak się dzieje, gdy się wybiera nie odpowiedniego partnera do łóżka albo łóżko traktuje się, jako warsztat pracy zapominając o możliwych konsekwencjach.
Jak już wcześniej pisałem postanowiłem pomóc „D”, aby zdobyła konkretny zawód i taki, na który jest zawsze zapotrzebowanie, aby nigdy już nie „musiała” dupą zarabiać na życie. Specjalnie piszę „musiała”. Są przecież takie kobiety, które po prostu lubią ten sposób zarobkowania lub dorabiania sobie.  Po burzy mózgów oraz uwzględniając aktualne wyższe wykształcenie „D” wybrany został jeden z zawodów zaufania publicznego. Wcześniej koniecznym było jednak ukończenie studiów podyplomowych. O mojej pomocy, aby się na nie dostała oraz o wspólnej nauce do egzaminów podczas dwóch lat studiów już pisałem. Przed samym urodzeniem dziecka „D” zdała ostatnie egzaminy i do ukończenia studiów pozostało Jej „tylko i aż” napisanie i obrona pracy dyplomowej.  Gdy się do mnie ponownie odezwała po wcześniejszym 2,5 miesięcznym zerwaniu stwierdziła, że na razie zakończenie studiów odsuwa na plan dalszy. Ma dziecko i nie ma żadnej zewnętrznej pomocy, aby się ktoś pomógł Jej się nim zająć. Nie ma, więc czasu i siły, aby zabrać się za ukończenie studiów, z resztą Jej dwie bliskie koleżanki też postanowiły przesunąć o rok napisanie pracy dyplomowej i ich obronę. Jednak były one w trochę innej sytuacji niż „D”. One miały już uzyskane wykształcenia w trochę innym kierunku oraz zdane aplikacje i egzaminy państwowe i pracowały już w innych zawodach. Dla nich było to, więc tylko rozszerzenie zakresu działalności i z tym nie musiały się już tak spieszyć a dla „D” miało to „żyć albo nie żyć”. Jej uzyskane wcześniej samo wykształcenie zawodowe i kierunkowe specjalnie nic nie dawało i nie było na nie zapotrzebowania (w ciągu paru poprzednich lat rozesłała setki aplikacji o pracę), wiemy też, jaki zawód publiczny „D” już wcześniej wybrała po ostatnim zwolnieniu z pracy – zawód prostytutki. Tak, więc jeśli chciała coś w swoim życiu zmienić koniecznym było uzyskanie papierów umożliwiających pracę w nowym zawodzie, na który jest popyt na rynku pracy i który jednocześnie jest prestiżowym zawodem. Dla ukończenia studiów podyplomowych „D” pozostało napisanie pracy dyplomowej i jej obrona. „D” w tym czasie była na urlopie macierzyńskim z pracy, którą też ja Jej wcześniej „załatwiłem”. Jednakże, tam już wiedzieli z nieznanego mi źródła o „publicznej” przeszłości Mojej Ukochanej „D”. Należało się spodziewać, że gdy „D” tylko zjawi się w pracy po zakończeniu urlopu macierzyńskiego to zostanie z niej zwolniona. Trzeba było, więc się spieszyć ze zdobyciem pełnych kwalifikacji do nowego zawodu, ponieważ sytuacja „D” znowu była niezbyt ciekawa: miała małe dziecko, którym należy się opiekować 24 godziny na dobę, brak „tatusia dziecka”, który by połowę obowiązków przejął oraz również sfinansował, zbliżający się koniec urlopu macierzyńskiego i groźba ponownego pozostania bez pracy i bez środków finansowych do utrzymania teraz dwóch osób - „D” i Jej dziecka. No, ale jak zawsze „D” jakoś sobie tam radziła. Wcześniej mnie nabrała na ojcostwo i jak „kukułka” wmawiała mi, że to moje nasienie było powodem Jej nieszczęścia a potem i szczęścia; było nie było sfinansowałem całą wyprawkę dziecka tak, że na starcie do życia dziecko było całkowicie wyposażone a potem jednak nigdy żaden prawdziwy tatuś nie podziękował mi za tę „pomoc”. „D” również swoją osobowością spowodowała, że drugi kolejny potencjalny tatuś dziecka – prezes Wacek „zakochał” się w Jej dziecku tak mocno, że wiadomość o tym, że nie jest ojcem tego dziecka wcale nie ostudziła jego uczuć i nie dość, że został, „chociaż” chrzestnym tatusiem dziecka to systematycznie dwa razy w tygodniu w ramach „miłości do dziecka” przyjeżdżał bezinteresownie (jak to „D” mówiła) z pakami prowiantu i zaopatrzenia dla dziecka i „D”.  Postawa godna pochwały a ja jednak zastanawiałem się, co Wacek chce osiągnąć i do czego dąży????. Doszło nawet do takiej paradoksalnej sytuacji, że gdy pewnego dnia pojechałem z „D” do restauracji na obiad a Ona wcześniej umówiona była z Wackiem w Jej mieszkaniu, gdy on przyjechał z kolejna dostawą zaprowiantowania; „D” bez mojej wiedzy z mojego telefonu (byłem wtedy w toalecie) wysłała Wackowi przeprosiny w moim imieniu (nie wiem, za co miałem Wacka przepraszać). Tak czy inaczej uważałem, że sprawa ukończenia przez „D” studiów jest sprawą priorytetową i „D” musi jak najszybciej zacząć naukę do egzaminu państwowego. Więc zaproponowałem „D” temat Jej pracy dyplomowej oraz jej plan, który Ona pojechała i uzgodniła ze swoim promotorem. Wziąłem się, więc w ramach wielkiej miłości do „Mojej Najukochańszej, Najdroższej, Najcudowniejszej” „D” do ostrego pisania Jej pracy dyplomowej, która w ciągu dwóch tygodni nabrała finalnego kształtu. „D” wykonała już tylko prace redakcyjne takie jak spis treści i bibliografię i praca została przedłożona do akceptacji promotorowi. Z niewielkimi poprawkami praca została zatwierdzona i po wydrukowaniu i oprawieniu została oficjalnie złożona w dziekanacie. Jednak sprawy administracyjne i formalne na uczelni nie przebiegają tak szybko jak moje pisanie pracy dla „D” i potwierdzenie ukończenia studiów w postaci dyplomu „D” odebrała dopiero pięć miesięcy później w maju 2009r.. Pamiętam jak „D” chwaliła się tym dyplomem swojej matce i babci, gdy byliśmy razem w „K” u jej rodziny. Wszystkie trzy płakały ze wzruszenia. Z tym dyplomem otwierał się nowy, bardziej chwalebny okres w życiu „D” i Jej rodziny, co na tle poprzedniego „burdelowego” okresu było czymś naprawdę wyjątkowym. Było przy tym wspomniane, że w tym dyplomie i nowej drodze życia „D” jest również zasługa moja tj. Pawła. Pamięć o tym jednak u „D” szybko się zatarła gdyż już pół roku później nazywała mnie –„łobuzem, bandytą, złodziejem. Pisała – „Nie znam gorszego człowieka od ciebie. Nie ma ma ziemi stworzenia tak podłego i bezwzględnego jak ty. Obyś umierał sam, cierpiący i opuszczony, oby nie było, komu ciebie pochować, obyś nigdy nie zaznał wybaczenia krzywd, przykrości i łez przez ciebie wylanych. Jesteś strasznym człowiekiem Pawle, strasznym zajadłym i naprawdę bez serca i sumienia. Takie bydle jak ty nie zna uczucia miłości ani żadnych zasad. Prymitywne bydlę i bandyta, nic więcej”. No właśnie, bydle, bandyta i nic więcej.

Po urodzeniu dziecka relacje „D” z matką znacznie ociepliły i poprawiły się. Matka zaczęła przyjeżdżać do Warszawy na dłuższe okresy, aby pomóc Córce w opiece nad dzieckiem i jego wychowaniu. Prezes Wacek też już się zdążył zaprzyjaźnić z potencjalną przyszłą nową teściową. W okresie mojej przerwy w znajomości z „D”, gdy to napisała do mnie „to już koniec Pawle”, Wacek woził „D” z Jej dzieckiem do „K”, podczas pobytów matki w Warszawie odwiedzał „D” oraz gościł „D” wraz z bratem i matką u siebie w domu. Pełna sielanka rodzinna. Dalej cały czas się zastanawiałem, do czego ja w tym towarzystwie byłem potrzebny. Gdy „D” spotykała się ze mną poza mieszkaniem, w Jej mieszkaniu często przebywał Wacek w towarzystwie matki „D”. Jak już wcześniej pisałem „D” tłumaczyła to wielką miłością Wacka do dziecka!!!!.  Było to naiwne i durne wytłumaczenie a „D” znowu rozgrywała jakąś swoją oszukańczą koncepcję, której na razie się tylko przyglądałem. Po jakimś miesiącu i ja w końcu zostałem zaproszony do „D” gdzie już osobiście poznałem Jej matkę. Tak, więc teraz na zmianę z Wackiem przebywałem w mieszkaniu „D” w towarzystwie Jej matki. „D” w dalszym ciągu 2 - 3 razy w tygodniu „cieleśnie” potwierdzała mi swoją ogromną miłość do mnie. Jak teraz na to patrzę to pewnie i Wacek otrzymywał takie samo potwierdzenie w naturze. „D” grała w towarzystwie mamusi na „dwóch fortepianach” jednocześnie, jak za starych prostytucyjnych czasów i nie był nawet potrzebny do tego „duet fortepianowy Jacek i Wacek”. W każdym bądź razie Wacek w dalszym ciągu dwa razy w tygodniu zapierniczał do „D” z wielkimi pakami i siatami zaopatrzenia oraz zaprowiantowania. Ja do oszustw „D” już byłem trochę przyzwyczajony, więc takie rzeczy już mnie specjalnie nie dziwiły.
Pewnego grudniowego wieczoru 2008r. nie mogąc dodzwonić się do „D” (nie odbierała telefonu) podjechałem pod budynek, w którym mieszkała. Światła w oknach się świeciły a pod domem stał samochód Wacka. Postanowiłem, że postoję i zobaczę, co się będzie dalej działo.  Po ponad godzinie z domu  wyszła „D” z dużą ilością opakowań i pudełek i udała się do śmietnika, aby je wyrzucić. Zauważyła, że siedzę w samochodzie. W drodze powrotnej podeszła i wsiadła do mojego samochodu. Powiedziała – „nie mogę długo tu siedzieć, ponieważ przyjechał Wacek z prezentami”, po czym szybko pobiegła do mieszkania.
 
Jak to tak może być – pomyślałem sobie; niby mówi, że jestem Jej Najdroższy, Najcudowniejszy Pawełek a tu Wacek siedzi na górze i jest przyjmowany z honorami przez „D” i Jej matkę a ja siedzę tu na dole i czekam na niewiadomo, na co. Pomyślałem, że moja rola została sprowadzona prawie do roli alfonsa. Ja „dupczę” „D” a Wacek przychodzi w konkury i się wkupuje zaprowiantowaniem, dostawami, prezentami. Czy on wie o tym, co się dzieje? Czy wie, że „D” od dwóch miesięcy się ze mną spotyka? Czy „D” wraz ze swoją matką tak go holują i oszukują, aby go zmobilizować do jakiś deklaracji. Podjąłem decyzję, że musze z Wackiem porozmawiać. Włączyłem ogrzewanie w samochodzie i czekam dalej.  Po godzinie może półtorej Wacek wychodzi z budynku, w którym mieszka „D”.  Wysiadłem z samochodu i podszedłem do niego witając go i jednocześnie informując, że chciałbym z nim porozmawiać. Po chwili wahania daje się zaprosić do mojego samochodu. Na wstępie stwierdza, że nie bardzo widzi temat, na który mielibyśmy rozmawiać. Wobec tego ja wyjaśniam i informuję go, że być może nie wie o tym, że „D” od ponad dwóch miesięcy spotyka się ze mną, jak również systematycznie ma ze mną kontakty seksualne. Dodaję, że widzę jak Wacek dwa razy w tygodniu przyjeżdża do „D” i zapiernicza do Jej mieszkania z pakami zaopatrzenia i zaprowiantowania.  Ja natomiast nie zamierzam się przed nim ukrywać jak to miało miejsce kiedyś, kiedy on Wacek „spierdalał” przede mną po klatce schodowej na górne piętro w budynku, w którym mieszkała „D”, abym go nie zobaczył.
 
 
Wacek odrzekł, że ja go oszukuję i to jest nie możliwe, żeby „D” się ze mną spotykała. Jednak po jego minie widziałem, że moje „kłamstwo” zaczyna traktować poważnie. Powiedział, że musi zadzwonić i wysiadł z samochodu. Teraz mogę opowiedzieć, co się dalej działo słowami Wojciecha Młynarskiego z piosenki „Jesteśmy na wczasach” – „Ha ha ha ha ha ha ha ha!!! Co to się działo, co się działo! Uzdrowiska pół ze śmiechu sie skręcało i skręciłoby do końca biednych ludzi, gdyby wreszcie się Basista nie obudził...” No właśnie, Basista, czyli Wacek biegał po ulicy w tę i z powrotem z telefonem przy uchu i rozmawiał z „Panną Krysią, która królowała na turnusach nie od dzisiaj”, czyli Moją Ukochaną, Najukochańszą, Najcudowniejszą „D”. Oczywiście Panna Krysia, czyli „D” zaprzeczyła mu, aby spotykała się ze mną nie mówiąc już o wymyślonym przeze mnie sexie z Nią. Gdy po dwudziestu paru minutach Wacek wrócił do mojego samochodu – powiedział: „D” zaprzecza, że się z tobą spotyka. Jednakże dla upewnienia się, jaka jest prawda Wacek chce abyśmy się spotkali za dwa dni w pobliskiej restauracji w trójkę w celach dokonania „konfrontacji”. Powiedział jeszcze, że żąda, abym przestał przychodzić do „D”. Odpowiedziałem na to, że jego żądanie mnie nie interesuje i będę spotykał się z „D” tak długo jak będzie Ona chciała i jak długo ja będę chciał oraz powiedziałem mu, że jest haniebnie oszukiwany przez duet „D” i Jej mamusię. Na tym stwierdzeniu się rozstaliśmy. Następnego dnia wysłałem sms-a do Wacka z informacją, że w żadnej konfrontacji nie będę brał udziału a dowiedział się tego, o czym chciałem, aby wiedział. W każdym razie dowiedział się, że „D” się ze mną spotyka i że ja nie będę się przed nim chował gdybyśmy na szlaku do wspólnego „Skarbu” się spotkali. Jednakże to spotkanie też dało mi dużo do myślenia. Potwierdziło się, że „D” jak kłamała tak kłamie, jak oszukiwała tak oszukuje dla realizacji swoich celów!!!!!!. Jej celem przypuszczalnie było podrzucenie komuś Jej „kukułczego Jaja”. Być może, że ja zostałem  ściągnięty przez „D”, aby Wacek poczuł na plecach oddech konkurencji i został zmuszony do szybszego podejmowania decyzji i deklarowania się.
Wtedy też zdałem sobie sprawę, że trzy miesiące wcześniej ukazało się w Internecie ogłoszenie z moim numerem telefonu o sprzedaży nieruchomości za kwotę ośmiocyfrową. „D” mogła wrzucić w Google mój numer telefonu i zobaczyć te miliony złotych, za które nieruchomość była oferowana.  Ta ilość milionów też mogła być powodem, że „D” ponownie zaczęła mi oferować swoją osobę i swoje ciało!!!!!!!!!!!!! A jeśli nie ja (i moje miliony) to, kto. No właśnie – Wacek. Może któryś z nas da się kupić za ciało „D” i niby „wielką miłość” i zostanie tatusiem dla Jej dziecka. Tak czy inaczej ja również przejrzałem na oczy. Jak zawsze fałsz u „D” brał górę; oferowana ponownie miłość nie była żadną miłością a jedynie kupczeniem i musiałem sobie z tego zdawać sprawę.
Zbliżał się koniec roku a więc święta i sylwester. Wigilię spędziłem w towarzystwie „D”, Jej dziecka i matki. Co wcale nie zmienia faktu, że przypuszczalnie tego dnia przede mną wcześniej był tam Wacek. Obie panie grały dobrze swoje role w tym duecie. Przypuszczam, że któryś dzień Świąt spędziły w pełnym składzie (z  dzieckiem „D”, które tak bardzo kochał Wacek) u Wacka w domu.
Uzgodniłem z „D”, że idziemy razem na „sylwestra”. Zakupiłem bilety na bal wraz z noclegiem. Około 17 - tej zadzwoniła do mnie „D” z pytaniem czy bilety ewentualnie można zwrócić gdyby się z nich nie skorzystało. Od razu zapaliła mi się w głowie czerwona lampka – znowu jest kolejka do „wodopoju” !!!! Pewnie „D” otrzymała od innego „jebaki” bardziej atrakcyjną ofertę na spędzenie sylwestra i teraz coś kombinuje. Wóz albo przewóz – kto szybszy ten lepszy – pomyślałem. W piętnaście minut wyszykowałem się na bal, w samochód i w ciągu pół godziny byłem u „D”. Tam „D” ze swoją mamusią i dzieckiem. No, ale ja już byłem na miejscu i kontrolowałem sytuację. Bal zaczynał się o 21-szej, więc było trochę czasu. „D” się upiększała i przygotowywała do wyjścia. Około 20- tej dzwoni domofon. Pierwszy raz, drugi trzeci, potem przerwa i znowu – raz, drugi, trzeci. Matka patrzy na „D” a ta na matkę. A kolejny „ukochany” z biletami na sylwestra dalej znajduje się przed budynkiem przy wejściu na klatkę schodową. Wiedziałem, że kto pierwszy ten lepszy. Gdybym się ociągał z przyjazdem do „D”, to ja bym tam stał pod klatką schodową przy domofonie i trzymał w kieszeni już bezużyteczne bilety. A tak byłem panem sytuacji. Pod klatką stał prezes Wacek; współczułem mu, ale to była typowa dla „D” sytuacja. Sytuacja powtarzalna!!!!. Tak samo bywało trzy lata wcześniej w mieszkaniu na Freta gdzie spotykałem się z „D”. Nie wiedziałem, że to był burdel „D”. Tam „D” była dla mnie Moją Najdroższą, Najukochańszą, Najcudowniejszą „D”. A ja durny wierzyłem Jej, że byłem dla Niej Najdroższym, Najcudowniejszym, Najwspanialszym Mężczyzną na Świecie. I tam właśnie też dzwonił parę razy domofon i ktoś stał pod drzwiami na klatkę schodową i nie został wpuszczony. „D” leżąc wtedy ze mną w łóżku mówiła - to pomyłka – nie ma co odbierać. Bywało też, że zbierałem się już do wyjścia i dzwonił domofon. Jak się potem okazało byli to umówieni z „D”  na „ruchanie” klienci, którzy nie zostali wpuszczeni. Po prostu harmonogram spotkań „D” się rozsypywał. Mój pobyt w Jej mieszkaniu przedłużał się bardziej niż Ona mogła przypuszczać i to właśnie kolejny umówiony wcześniej klient dodzwaniał się domofonem z przed klatki schodowej na spotkanie z prostytutką Doną 30 gdzie za jedyne 300 zł/ na godzinę miał do dyspozycji Jej „trzy dziury” i zapewnienie ich wielokrotnego użycia w ramach zakupionego czasu. A ja oszalały z miłości przyniosłem Jej tam pierścionek z brylantem dla udokumentowania i upamiętnienia mojej miłości życia!!!!!!!!. Jak już wcześniej pisałem pierścionek bez skrupułów został przez prostytutkę Donę przyjęty, jako potwierdzenie Jej miłości do mnie!!!!!.
Teraz wracam z burdelu na Freta, na Sylwestrowy wieczór prawie trzy lata później.  Wacek nie został wpuszczony przez „D” na klatkę schodową, jak i do mieszkania. Parę razy dzwonił aż w końcu zrezygnował. Pół godziny później szykujemy się do wyjścia z domu. „D” otwiera szafę i zakłada kurtkę z lisów, której wcześniej nie miała i ja jej u Niej nie widziałem. Pytam się - skąd ten dobrobyt. Mówi, że to Jej matki. Widziałem, jak wcześniej Jej matka wychodziła parę razy „na miasto” i była ubrana w „bida jesionczynę lub kurtkę”. A tu teraz nowa kurtka z lisów. Domyślałem się, że „D” znowu łże, bo inaczej tego nie można nazwać. Jak się potem okazało, kurtka była prezentem gwiazdkowym od Wacka!!!!!!. I teraz właśnie Wacek „jak ten fiut” został starym stylem wystawiony za drzwi,  bilety na sylwestra mu przepadły, a „D” w kurtce od niego, z innym ukochanym, czyli ze mną, udaje się na bal sylwestrowy. Zabawa sylwestrowa był doskonała, około 1 - szej w nocy zrobiliśmy sobie krótką przerwę, poszliśmy sobie na górę do wcześniej zarezerwowanego pokoju, a „D” swoim ciałem potwierdziła „miłość do mnie”. Pewnie gdybym nie był taki przewidujący, co będzie i nie przyjechał wcześniej do „D” to ja bym postał sobie przed klatką schodową, nie został wpuszczony i został z niewykorzystanymi biletami na bal a w trakcie balu lub po nim „D” potwierdzałaby Wackowi „swoim ciałem” Jej miłość do Wacka jak to robiła rok wcześniej na Sylwestra.
Reasumując można powiedzieć, że niewiele zmieniło się w mentalności „D” w porównaniu do okresu, kiedy była prostytutką. Jak oszukiwała i zdradzała tak dalej powtarzała swoją grę. Tyle tylko się zmieniło, że ja już dużo więcej wiedziałem i dostrzegałem i nie byłem już tak oszalałym z miłośći facetem. A "D" czas naglił. Powtarzała, że ma już prawie 40 lat i niczego się nie dorobiła oprócz...........

C.D.N.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz